poniedziałek, 13 stycznia 2014

Praliny z ganaszem z Porto

 


Robimy praliny :) potyczka pierwsza...
Kto jest największym łasuchem w domu, słodką dziurką bez dna? Oczywiście mój mąż :) Wpadł na pomysł, żeby zrobić mi niespodziankę i gdy zażywałam swojej tradycyjnej 15-minutowej drzemki... trwającej godzinę :) postanowił przygotować pralinki do popołudniowej kawy. Oczywiście przygotował się wcześniej, bo zakupił, jak się przyznał, sporo czekolady (Wedel) w świątecznych opakowaniach, ale już po sezonie, więc po korzystnie niższej cenie. Niestety nie zdążył skończyć, bo się obudziłam i gdy zobaczyłam jego niezgrabną walkę z czekoladą w zdewastowanej kuchni, musiałam przejąć pałeczkę. Nadzienie zdążył jednak zrobić wg własnej inwencji - a wybór nie dziwi, bo jak sam mawia trunki wszelakie, to jego domena. Wracając do samych pralin, to fajna sprawa, więc będziemy do tematu wracać, a dziś wynik naszej pierwszej potyczki - reszta Porto przywiezionego z Portugalii poszła na pierwszy ogień. Na razie nie jestem wyposażona w specjalistyczne akcesoria, więc posłużyłam się zwykłą formą silikonową do lodu.


Składniki:
4 tabliczki gorzkiej czekolady,
2 tabliczki mlecznej czekolady (ciemnej),
150 ml śmietanki 36%,
8 łyżek stołowych Porto (mąż dałby więcej, ale na szczęście zadziałał jego instynkt samozachowawczy :)







Najpierw przygotowujemy ganasz: śmietankę zagotować na bardzo małym ogniu, dodać rozdrobnioną  czekoladę (1,5 tabliczki słodkiej, 1 gorzkiej) cały czas mieszając, aż się rozpuści. Następnie dodajemy wino dalej mieszając. Po wymieszaniu gotujemy jeszcze chwilę, a następnie odstawiamy, żeby wystygło i zgęstniało. Pozostałą czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i przy pomocy pędzelka nanosimy ścianki formy. Wstawiamy na 15-20 minut do lodówki, po czym nanosimy kolejną warstwę i znów do lodówki. Jeśli chcemy mieć grubszą ściankę można jeszcze zrobić trzecią warstwę. Następnie napełniamy wnętrze przyszłej praliny ganaszem i zamykamy czekoladą usuwając nadmiar wystający ponad formę. Wstawiamy do lodówki i za dobre pół godziny mamy gotowe pralinki.

Wyszły mi 4 formy, czyli 60 pralinek o masie 10 gram każda. Całkowity koszt imprezy to ok. 27 zł, więc wychodzi ok. 4,50 za 100 gram. W standardowym pudełku z czekoladkami jest ok 200 gram, więc mamy 9 zł za zawartość potencjalnego opakowania pralin, ale za to możemy sobie zafundować ulubione smaki, których nie kupimy w sklepie i wiemy co w środku :) Jest przy tym sporo frajdy, a że Walentynki tuż tuż, to pomysł na serduszka dla ukochanego czy ukochanej z ulubionym nadzieniem jest w sam raz. Gorąco polecam :) a sama już rozważam zakup specjalnych form silikonowych do pralin, żeby sobie pofolgować z ulubionymi smakami :) Inspirowane przepisem z Can i have a bite 




                                                    
                                                                W sam raz do kawki :)





2 komentarze:

  1. Piękne praliny, bardzo jestem ciekawa jak samkują. A fotki zawodowe:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny wygląd jak i smak :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń